piątek, 25 stycznia 2013

"Santa Maria" i Mustangi

Wczoraj zakupiłem nowy koral. Niestety - to co w sklepie przypominało romantycznie falującą, zieloną łąkę polipów po przyniesieniu do domu i włożeniu do akwarium wyglądało jak blada łapa zmutowanej kury cierpiącej od wielu lat na ciężki reumatyzm. Do tego była to kura z widoczną gęsią skórką.


Czekając na pojawienie się pierwszych polipów i licząc, że nie zabił ich szok termiczny w czasie transportu albo wstrząs osmotyczny w momencie włożenia do akwarium, przyglądałem się koralowi przez szkło powiększające. Nagle poczułem na sobie nienawistny wzrok i ujrzałem w jednej ze szpar ślepia . Kolejny krab! Ale nieśmiały. Tak czy owak emocjonalna sytuacja w akwarium ulegnie komplikacji, bo w trójkącie to jednak zawsze trudniej. Po dwóch godzinach, kiedy już się ściemniło, a żaden polip nawet nie kaszlnął,  nie mówiąc już o pojawieniu się na zewnątrz postanowiłem iść spać. Ale już po umyciu zębów wróciłem na chwilę do pokoju i wtedy zobaczyłem pełznący po szybie ciemny kształt. Nie zastanawiając się wiele strzeliłem dwa zdjęcia. Kiedy zerknąłem na ekran aparatu zdębiałem. Spodziewałem się wszystkiego: krewetki - pasażerki na gapę, wędrującego ukwiału, sznurówki Krzysztofa Krawczyka, ale nie okrętu Santa Maria płynącego ku brzegom Ameryki!


Tak, to ślimak. Wujek Google podpowiedział, że nagoskrzelny (cokolwiek miałoby to znaczyć).  Sądząc po dredach - rozrywkowy koleś, który natychmiast otrzymał imię Bob (od Marleya). Chociaż, skojarzenia mogą być i inne - bezludna wyspa, korona, albo kapelusz kpt. Jacka Sparrowa. Na drugim zdjęciu Bob przypomina latającego chińskiego smoka.

Ten widok uświadomił mi, że w sumie ślimaki to wspaniałe istoty, tyle, że mające we współczesnym świecie paskudny PR. Powolne, łajzowate, bez charyzmy, targające na plecach ten cholerny pozwijany jak kupa domek i wyciągające rogi po jakiś kretyński ser na pierogi. Ślimacze rogi mają oczywiście tyle wspólnego z prawdziwymi rogami, co świnka morska ze świnią i z morzem, a o co chodzi, z tym serem nie wiem do dziś. Ale nigdy nie byłem specjalnie bystrym dzieckiem. Długo sądziłem, że rolnik, który szuka kolejnych towarzyszy życia w pacholęcej zabawie mieszka w miejscowości Sandolin. Wróćmy jednak do ślimaków. Wszyscy się z nich śmieją:
"Ślimok" po śląsku to ktoś niespecjalnie rozgarnięty, mało bystry i zupełnie nieprzebojowy. Taaak? W akwarium morskim okazuje się, że to bzdura. Ostatnio pisałem o romantyku wychodzącym co wieczór na szczyt rafy i... nieważne. Pięć innych ślimaków zwanych przeze mnie zbiorczo Mustangami kilka razy dziennie przeczesuje piasek akwarium w poszukiwaniu żarcia. I nie, nie są powolne:

Nie wiem dlaczego Nassariusy zamiast kojarzyć mi się ze słoniami (a powinny z racji trąby) bardziej pasują mi do mustangów gnających przez step. I trudno je nazwać niezaradnymi. Na ogonkach mają niewielkie dekielki, którymi w momencie zagrożenia i schowania się do skorupy mogą zaryglować drzwi. Wtedy nawet Bercik nic nie poradzi. Bob skorupy co prawda nie posiada, ale już od pierwszej chwili jego kolorowość wydała mi się nieco podejrzana. Jakoś nie ufałem draniowi i go nie głaskałem (co czasem czynię to trąbami mustangów - lubią to). Dobrze zrobiłem. Po dotknięciu tego gatunku podobno trzeba na nowo zdefiniować znaczenie słowa "parzydełka". 

Bob szalał po rafie do późna. A nad ranem...


... nad ranem kurza łapka zaczęła nareszcie zamieniać się w łąkę. I do tego świecącą jak na Pandorze. 

Jaki morał?

Właściwie dwa: Po pierwsze pozory mylą. A na rafie koralowej szególnie, co wyraźnie widać w słynnym rysunku Andrzeja Mleczki:
Po drugie odkryłem, że słowo "ślimok" ma jeszcze jedno znaczenie. Wg słownika slangu i mowy potocznej to długi pocałunek "z języczkiem". 

Mam nadzieję, że bez parzydełek.

1 komentarz:

  1. Porywająca narracja. Przypomniałam sobie całą wyliczankę o rolniku w Sandolinie :-) Niezwykłe inspiracje stwarza solniczka.

    OdpowiedzUsuń