sobota, 5 stycznia 2013

Diuna

Każdy dzień przynosi coś nowego. Dziś zielonych glutów było jakby trochę więcej, ale dzielnie odsysałem je rurką i strzykawką. W tak zwanym międzyczasie odpytywałem córkę z tabliczki mnożenia. Sponsorem dzisiejszego koszmarku była cyferka 3. Czyli 3 razy 1, 3 razy 2, 3 razy 3... i tak dalej. Podczas gdy na kanapie moje dziecko wkuwało w mózg  zardzewiałe matematyczne gwoździe pytając po co to wszystko, ja kątem oka zauważyłem w akwarium inny niż do tej pory ruch. Nie mackowaty ani smarkowaty, lecz...wężowo-owadzi. I nagle, kilka centymetrów od swojego nosa zobaczyłem pomarańczowe coś wyposażone w czułki i żwaczki wpieprzające glony w pobliżu jednej ze szczelin. Ruszyłem gwałtowniej głową i gąsienica w wersji morskiej w ułamku sekundy zniknęła w skale. Niemniej wciąż widziałem czułki. Chwyciłem za iPhone'a i zaczaiłem się na cholerę. Po kilku minutach moja cierpliwość została nagrodzona...


Za diabła nie wiem co to jest, ale i specjalnie nie szukam informacji. Dopóki to coś zjada glony jest moim przyjacielem. Chociaż z drugiej strony kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tego robala od razu skojarzyłem go z pewnym filmowym dziełem. I tak sobie teraz myślę, że jeśli akwarium nadal będzie dojrzewało produkując takie ilości glonów, to już za kilka miesięcy będę mógł sobie na nim urządzić przejażdżkę niczym Książę Paul Atryda w filmie "Diuna".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz