A zatem siadam po lipą i próbuję składać strofy niczym Mistrz Jan:
Wielkie pustki uczyniłeś w domu moim...
Mój drogi Reksiu,
Tym zniknięciem swoim.
Do bani. Po pierwsze nie w moim domu, tylko w jego. I to też nie do końca prawda, bo wcześniej muszla należała przecież do jakiegoś ślimaka, który sądząc po jej wielkości nie dożył późnej starości na rafie. Może to zatem Nawiedzony Ślimaczy Domek, w którym straszy duch właściciela i wypędza z niego kolejnych domowników? Dobra. Nie czarujmy się się. Mordercą jest na 99 procent Bercik. A skoro nie wprowadził się do reksiowej muszli, to oznacza, że ukatrupił Pierwszego Kraba dla przyjemności. Oh, well - pionier to podobno taki gość, który gna na koniu pierwszy. Ze strzałą w plecach. Zostawmy kraby i zajmijmy się... krewetkami.
W jednym z numerów amerykańskiego pisma "Coral" w dziale z poradami dla początkujących wyczytałem, że akwarium morskiego nie powinny kupować osoby liczące na jakąkolwiek interakcję ze swoimi podopiecznymi. "Krewetka, to nie pies, który wesoło przywita Cię gdy wrócisz z pracy do domu" - napisał niejaki H.W. Schwarzenberg. Otóż monsier Schwarzenegger - Pan raczy być w błędzie. Dziś po przyjściu z pracy postanowiłem przywitać się z parą moich krewetek czyszczących - Czesławem i Ireną. A one przywitały się ze mną.
To oczywiście może być prosty odruch. Krewetki czyszczące zżerają wszystko co im się podetknie pod nos, a najbardziej lubią martwy naskórek (To swoją drogą doskonały peeling). Ale jak wytłumaczyć fakt, że kiedy wchodzę do pokoju Czesław i Irena podpływają natychmiast do szyby i zapraszająco ruszają swoimi białymi wąsikami? Można oczywiście najprościej - zasmakowały w człowieku. Ale równie dobrze mogą pragnąć kontaktu cielesnego z inną istotą. Wolę tak myśleć. Krewetki czyszczące to odważne istoty budzące mój szczery szacunek:
Powyższe zdjęcie nie pochodzi z mojego akwarium, chociaż gdybym podniósł skałkę to kto wie... Jednak podobnie jak ślimaki krewetki mają fatalny PR. Jako hodowca krewetek słodkowodnych (drugie akwarium stoi w sypialni i wyśpiewuje cicho do snu serenady dławiącym się z brudu filtrem) wielokrotnie słyszałem niby dowcipne komentarze: "Hodujesz krewetki, tak? A zjadasz je potem? Cha, cha, cha" Bardzo kurde dowcipne. Tak samo jak pytanie właściciela jamnika ile godzin dziennie trzyma psa pod szafą, żeby rósł na długość a nie wzwyż, czy zaczepienie mieszkańca Czeladzi i proszenie go o wskazanie drogi na dworzec kolejowy. W tym drugim przypadku dostaje się zresztą zwykle w ryj. Ja po prostu kulturalnie się uśmiecham. Bo krewetki Proszę Państwa to naprawdę inteligentne istoty - pełne życia i zwinne. Para krewetek potrafi zamienić nawet najbardziej ponury zbiornik w latający, albo raczej pływający cyrk Monty Pythona.
Muszę jeszcze odpowiedzieć na pytanie, które zapewne nurtuje niektórych czytelników - dlaczego Czesław i Irena? Otóż to imiona moich niedoszłych teściów. Bardzo ich lubię i dlatego tak ochrzciłem swoje ukochane krewetki. No i nie mogłem odmówić sobie przyjemności wynikającej z faktu, że teraz Czesław i Irena jedzą mi z ręki. A właściwie, technicznie rzecz biorąc, jedzą mi rękę.