Wraz ze ściąganiem kolejnych płatów tektury moja szczęka opadała coraz niżej i wreszcie z cichym stukotem dotknęła blatu biurka. Glony zniknęły! Brak światła zabił je równie skutecznie co miotacze płomieni nazistów z bunkra na Omaha Beach w "Szeregowcu Ryanie", albo moja wychowawczyni z podstawówki kreatywność i samodzielne myślenie u większości swoich uczniów. Woda nie jest nareszcie zielona, tylko - o dziwo - nie ma koloru.
Mimo wszystko widmo powrotu glonowej inwazji ciągle mnie męczy, więc podjąłem decyzję o stopniowym wydłużaniu czasu świecenia i ... laniu wódki. No właśnie - mechanizm działania tej metody nie jest do końca znany. To znaczy być może biochemicy są w stanie na ten temat wygłosić dwugodzinny wykład, ale obawiam się, że mógłby być równie pasjonujący jak oglądanie "Angielskiego pacjenta" na pierwszej randce. Najważniejsza informacja jest taka, że codzienna dawka 0,3 ml. czterdziestoprocentowego alkoholu skutecznie zapobiega zaglonieniu, obniża poziom azotanów i ... zwiększa klarowność wody. Nie zwiększa niestety klarowności umysłu stosującego. Wypiwszy z moim kochanym Bratem Piotrem pierwsze 0,75 l. zorientowaliśmy się, że zamiast lać wódę do akwarium laliśmy ją w siebie. Udaliśmy się więc po kolejną butelkę. I tu ujawniła się kolejna zaleta gorzały. Gdybym stosował specjalistyczny preparat przeznaczony do akwarystyki morskiej musiałbym czekać na otwarcie sklepu. A tak poszliśmy po prostu na stację "Shell". Wracając z kolejną porcją preparatu w garści wyśpiewywaliśmy głośno (była 1 w nocy) pochwalne psalmy na cześć Czesława i Bercika. Oczywiście zatrzymał nas patrol policji. Bardzo walczyłem, żeby na pytanie zadane przez wąsatego sierżanta "Dokąd panowie się udają" nie odpowiedzieć "idziemy nalać wódki do akwarium". Zagwarantowałbym nam przyjemny nocleg na pokrytych ceratą łóżeczkach z pasami. Po okazaniu niezbędnych dokumentów i porzuceniu w pobliskich krzakach godności dotarliśmy do domu i zaczęliśmy się zastanawiać po co właściwie wychodziliśmy na stację.
Rano przypomniałem sobie, że preparat miał służyć uzdrawianiu akwarium, a nie destrukcji naszych wątrób. Walcząc z potwornym bólem głowy wykorzystałem klarowność wody i zrobiłem kilka zdjęć. W oczach moich morskich zwierząt dostrzegłem autentyczne współczucie.
Byleby tylko na wodnych przyjaciół alkohol nie zadziałał w podobny sposób :)
OdpowiedzUsuń