Coś co kiedyś było piękne dziś jest co najwyżej przeciętne. Nawiasem mówiąc powyższa fotografia w 1927 roku uchodziła pewnie w swoich czasach za zdjęcie pornograficzne. Chociaż wygolona pacha Mae zasługuje na uznanie za odwagę, bo wówczas musiano do tego celu pewnie używać brzytwy... Ale co ciekawe zasada "piękne kiedyś - brzydkie dziś" działa także w drugą stronę. Na przykład Quasimodo. W latach trzydziestych widzowie, którzy się wybrali na "Dzwonnika z Notre Damme" odwracali od ekranu z obrzydzenia wzrok. A jak my dziś patrzymy na Quasimodo?
Piękny nie jest. To fakt. Ale żeby odpychał? O wiele bardziej odpychający jest Sylwester Stallone w finałowej scenie "Rocky'ego II":
A Tom Cruise za pocałunek którego miliony kobiet skoczyłyby w ogień lub co gorsza zostały scjentolożkami? W Vanilla Sky traci sporo ze swej chłopięcej urody...
W tym kontekście poczciwego Quasimodo można nazwać co najwyżej "brzydalem". Nawiasem mówiąc koleżanka po zobaczeniu w kinie "Vanilla Sky" poszła po seansie do kasy i zażądała zwrotu pieniędzy za bilet mówiąc, że "przecież zapłaciła za zobaczenie ładnego Toma Cruise'a".
Jak wspomniałem mój salarius to brzydal. Po raz pierwszy zobaczyłem go w zaprzyjaźnionym sklepie akwarystycznym. Już wtedy przyciągnął moją uwagę. I strzeliłem mu dwa zdjęcia.
Nieco później w moim akwarium pojawiła się nowa generacja glonów. France nie dawały się łatwo eksterminować szmatką. Włosiaste, obrzydliwe gluty przywierały do skały z całej siły i każdego dnia było ich więcej. Po krótkiej wymianie maili z zaprzyjaźnionym hodowcą dowiedziałem się, że Salarius żywi się właśnie takimi glonami i bez problemu rozwiąże mój problem. Na moje pytanie, czy problemu owego nie można by powierzyć komuś ładniejszemu Szymek odparł poważnie: "Można by było. Kup sobie dolabriferę." Nazwa była rodzaju żeńskiego i brzmiała ładnie, więc spodziewałem się czegoś takiego:
Niestety, ujrzałem w Googlach zgoła inny obraz. Dolabrifera to morski ślimak wielkości pięści dorosłego człowieka. A! I rzeczywiście wyróżnia się wyglądem na tle innych mieszkańców rafy. Wyjątkowo nieatrakcyjnym kolorem. W dotyku przypomina natomiast odpustowego, glutowatego pająka, którym się rzuca o szybę i który powoli staczając się pozostawia po sobie tłusty ślad niezawodnie doprowadzający do szału matkę/żonę/kochankę (niepotrzebne skreślić)
A zatem wybór pomiędzy salariusem, a dolabriferą przypominał wybór między kiłą, a rzeżączką. Wybrałem Salariusa. I szybko przekonałem się, że dobrze zrobiłem. Ślimak wlecze się po akwarium, je i sra. Jego interaktywność jest co najmniej dyskusyjna. Tymczasem Quasimodo patrzy. Tak - patrzy. Właściciele Salariusów często twierdzą, że to nie oni obserwują te ryby, lecz jest dokładnie odwrotnie . Mój Quasimodo uwielbia opierać się torsem o kolonię zoanthusów i traktując je jak parapet, po prostu wygląda przez okno, jak czyni to wiele psów w śląskich familokach:
I choć zabrzmi to może nieco dziwnie, z oczu Quasimodo bije inteligencja. Może to zwyczajna biologia, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pewnego dnia mój Salarius nagle coś do mnie powie wypuszczając z pyska bańki powietrza.
Ryby te mają jeszcze jedną ciekawą cechę - otóż niczym kameleony potrafią poruszać niezależnie od siebie gałkami ocznymi i tak jak one umieją dostosować do otoczenia swoją barwę:
Quasimodo właściwie nie pływa. To znaczy oczywiście przemieszcza się przy pomocy płetw, ale nie po to by unosić się w toni niczym błazenek. Salarius najbardziej lubi siedzieć, albo leżeć. Również w cieniu parzących ramion euphylii:
No i najważniejsze: w ciągu zaledwie dwóch tygodni Quasimodo rozprawił się z większością glonów. W niektórych miejscach swojej działalności pozostawił znaki wyglądające niemal dokładnie jak ślady po szmince na policzku. Zadziwiająco ludzki jest Quasimodo... kto wie, może wśród splątanych ramion euphylii chowa napisane płetwą sonety?
Nareszcie ! Jak zawsze wspaniała kakofonia soczystych metafor tak pięknie oddająca życie rafy. A tyle jeszcze nowych stworków do opisania...Czekamy z niecierpliwością
OdpowiedzUsuń