poniedziałek, 24 lutego 2014

Radioaktywna rafa, Sezon 2

A zatem powrót… po niemal roku.

Na początek mam dwie informacje: dobrą i złą.

Zła jest taka, że w czerwcu ubiegłego roku mój zbiornik pękł. Przez kilka miesięcy zostałem bez rafy, a zamiast pieszczącego uszy gurglania odpieniacza i uspakajającego nerwy szumu pompy obiegowej miałem w pokoju jedynie dźwięczącą Ciszę.

Dobra wiadomość jest taka, że przecież natura nie lubi próżni.

Ale po kolei:

Muszę być szczery. Przecież uczę moich studentów, że mają pisać swoje dziennikarskie blogi z serca, więc jako drogowskaz pokazujący Odpowiedni Kierunek nie mogę kłamać. 8 czerwca 2013 roku przytruchtałem do domu z paczką pod pachą. Była w niej nowiutka ledowa lampa do akwarium. Świetlówki mnie już wkurzały, nie można było regulować w nich jasności, a przecież koralowce niczym romantyczne dziewczęta w wieku lat siedemnastu - uwielbiają wschody i zachody słońca. Nie mówiąc o blasku Księżyca (który zresztą ta lampa również symuluje). To był sensowny zakup (choć moja Druga Połowa miała odmienne zdanie na ten temat co zresztą dość umiejętnie zamaskowała).



Maxspect Nanoreef 60W to wspaniałe, niezwykle smukłe urządzenie, które przymocowuje się do tylnej ścianki akwarium za pomocą dwóch śrub. Zanim przystąpiłem do pracy postanowiłem zrobić swoim koralowcom ostatnie zdjęcie ze starym oświetleniem. Nie przypuszczałem, że fotografuję akwarium naprawdę OSTATNI raz.

 

Kilka minut później zdjąłem świetlówki i założyłem Maxspecta. Trzymał się dobrze, ale na wszelki wypadek jeszcze dokręciłem śruby. A potem dałem się wyciągnąć mojemu sąsiadowi na piątkowe balety do centrum Katowic. W wirze zabawy, która dzięki korporacyjnym szczurom wypuszczonym z zagródkowych labiryntów na ulicę Mariacką wymknęła się nieco spod kontroli zapomniałem o akwarium. Późno w nocy, gdy samoloty już wylądowały i udało mi się już jako tako uprzątnąć łazienkę postanowiłem pójść do pokoju by popatrzeć na rafę. Akwarium jarzyło się pięknie w aktynicznym świetle.

Rano małżonka obudziła mnie zdaniem, którego obawia się każdy akwarysta

- kochanie, w pokoju koło akwarium jest mokro…

Pękła tylna szyba. Za mocno przykręciłem śruby lampy. Moja wina.

Kolejne trzy godziny zlewają się w mojej pamięci w jedno pasmo zamazanych obrazów. Walka z kacem i ratowanie czego się da. Telefon do zaprzyjaźnionego sklepu akwarystycznego z prośbą o przygotowanie tymczasowego lokum dla mojej trzódki . Nerwowe szukanie kluczyków do auta i szybka konstatacja, że przecież nie mogę wsiadać za kółko. Zdziwienie w oczach krewetek wrzucanych na szybko do wiader z Castoramy. Wielki wieloszczet wijący się pod skałką, którą właśnie podniosłem i moja spontaniczna reakcja na ten widok. Szmata. Droga do sklepu z przyjaciółmi trzymającymi między nogami chlupoczące wiadra. I powrót do domu, gdzie czekało na mnie smutne pęknięte akwarium.



Nawet przez sekundę nie miałem wątpliwości co do konieczności posiadania następnego zbiornika. Moja Szanowna M. zaskoczyła mnie tego samego feralnego dnia krótkim, lecz jakże miło brzmiącym dla mych uszu zdaniem

- Tylko tym razem to nie będzie jakaś mała popierdółka.

No i nie jest.



118 litrów i dobrych kilka kilogramów żywej skały. Masa różnych żyjątek, wiele z nich nie ma jeszcze imion.

Jednocześnie zbiornik ów intryguje mnie, bo to co codziennie oglądam na rafie i jest ponoć naturalnym porządkiem rzeczy w przyrodzie mogłoby przerazić niejednego strażnika moralności. Jeśli pewna posłanka (swoją drogę jedna z moich ryb jest strasznie do niej podobna) wojuje z gender z przedszkolach to ciekawe co powiedziałaby patrząc przez trzy minuty na moje akwarium. Wymienię rzeczy tylko najbardziej oczywiste:

- Orgia zmiennopłciowych osobników w różowym ukwiale kurczącym i prostującym z rozkoszy wypustki,

- lubieżna gimnastyka rozgwiazdy bez żadnego zahamowania przezentującej swoje organy płciowe,

- ryby rzucające się na wstrzykiwany do zbiornika sfermentowany płyn.

- kempy (przepraszam, kępy) wodorostów pełnych jajeczek niewiadomego pochodzenia.

To wszystko czeka na Was, drodzy czytelnicy w nadchodzących tygodniach…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz